GORSECIARSTWO - ALICJA
GRABOWSKA
Al. Jerozolimskie 59
Tel: 22-621-79-47
www.gorseciarstwo.waw.pl
Alicja
Grabowska – gorseciarka z 50-letnim stażem
Ale
ja jako rzemieślnik, to chyba jestem spełniona.
Wstęp
Wszyscy
na świecie jesteśmy inni, niby ci sami, a trochę inni. Nie ma
zatem możliwości, że klientka weźmie sama z siebie miarę,
przyjdzie do sklepu i według nich kupi sobie stanik. Nie można
tak. Każda jest inna. Każdy stanik jest inny, inaczej skrojony, z
czego innego szyty. I każdy musi być indywidualnie zmierzony.
Nawet centymetr robi różnicę.
A my
podpowiadamy, bo panie tylko patrzą na swój biust. My musimy
patrzeć na całą sylwetkę. Odpowiednia proporcja musi być
zachowana. Ewentualnie dopasowujemy biustonosz do danej figury.
Ważne jest również, co będziemy nosić na tym staniku. Czy to
jest stanik do codziennego noszenia, do naszego klasycznego
ubioru, czy to będzie na wizytę, czy to będzie suknia wieczorowa.
To wszystko trzeba dopasować.
Mama
zawsze była tip top.
Mama
chciała kupić całe piętro i otworzyć magazyn „wszystko dla
pań”. Całkowite ubieranie kobiety –
bielizna, odzież, kapelusze... Miała dar do tego, lubiła
projektować. Sama była bardzo zadbaną i gustowną kobietą.
Wiedziała co, gdzie i kiedy może założyć i co z tym połączyć.
W towarzystwie wyróżniała się smakiem w ubiorze. Zresztą tak o
niej mówiono. Nie to, że my w rodzinie, jako o mamie, czy mama
sama o sobie, tylko tak stwierdzono.
Miała
taki dryg interesowania się kobietą. Między innymi bardzo lubiła
naturalne kosmetyki. Naszymi klientkami były panie z farmacji.
Przynosiły lanolinę, a mama moja
kręciła kremy i przychodziły kobietki. Bezinteresownie oczywiście.
Bo kochana, ty musisz ziółeczka zacząć pić, bo ty masz wysypkę
na buźce, a to ja ci krem przyniosę. Robiła nalewki, dzisiaj
to nazywają tonikami. Także miała szeroki zakres
zainteresowań.
A
zostało tylko na gorseciarstwie i bieliźnie. Najpierw powstał
sklep przy ulicy Wolskiej, później drugi na Koszykowej, a na końcu
tutaj przy Alejach Jerozolimskich od 1945 roku. Mój ojciec był
bardziej organizatorem, kierownikiem od spraw. A mama ciągle
myślała, co ulepszyć, jak zmienić, co jeszcze wprowadzić
jako nowość.
Cech
włókienniczy
W cechu
zrzeszone były gorseciarki, krawcowe, krawcy, modystki. Mieścił
się na Krakowskim Przedmieściu. Uczestniczyłam w sekcji
gorseciarskiej ze względu na dyplom mistrzowski, który chciałam
uzyskać. A tak naprawdę to mąż tego najbardziej pilnował. Cech
był organizatorem tych wszystkich rzemieślników, ich dokształcania
się w poszczególnych dziedzinach. Odbywały się spotkania,
najpierw zdawało się egzaminy czeladnicze w tych zawodach. Później
te osoby musiały wykonać jakieś prace egzaminacyjne. Dopiero po
jakimś czasie następowało przygotowanie do dyplomu mistrzowskiego.
Po
egzaminie czeladniczym praktyka musiała trwać ileś tam lat. Już w
tej chwili dokładnie nie pamiętam, ale chyba trzy lata. Dopiero
potem można było próbować ubiegać się o kolejny tytuł
zawodowy.
Rzemieślnik
mógł uczyć indywidualnie u siebie w warsztacie, ale tą branżą
nie było w ogóle zainteresowania. Wywiesiliśmy tabliczkę:
„przyjmę uczennicę do zawodu gorseciarstwa”. Później było
trudniej o pracę i niektóre mamy wchodziły i pytały się w
imieniu swoich córek. Niestety nikt się później do mnie nie
zgłosił.
Wcześniej
Po
skończonym prywatnym gimnazjum u sióstr Nazaretanek nie dostałam
się na uczelnię wyższą. Mama zdecydowała, że przyjdę i będę
uczyła się zawodu. I tak pozostało. Także to już jest w sumie
bardzo dużo lat.
Przedtem
szyło się po prostu na miarę. W sklepie można było mieć 10%
gotowizny. To czego klientki nie odebrały. Nie wolno było mieć
tak, jak obecnie.
Klientkami przeważnie były panie, które nie mogły kupić dla
siebie żadnej gotowizny. Z jednej strony właściwie jej nie
było, a z drugiej rzeczywiście biustonosz musiał być szyty
indywidualnie na daną osobę.
Miałam
nawet odkładane formy na nazwisko. Klientka przychodziła po pół
roku, po roku po coś nowego. Poza tym wiele moich klientek mieszkało
za granicą. A szczególnie w Stanach. Byłam poinformowana, że dana
klientka będzie w Warszawie. No to ja już coś do miary
przygotowywałam. Ufała mi, że wykonam to z dobrego surowca.
To były
inne czasy. Moja mama przed wojną i w czasie okupacji jeździła do
fabryk w Łodzi, które się zajmowały produktami dla gorseciarek. I
taka fabryka miała tkaniny i do tego dodatki pod kolor.
Przedstawiciel fabryki otwierał walizeczkę. Nie biegało się do
pasmanterii, tak jak później nastąpiło, czy sklepów z
materiałami. Nie szukało się i błagało się, by cokolwiek
zostawiono. Dzisiaj to już w ogóle nie ma nic dla nas. Wszystko
jest na seryjną, dużą produkcję. Gotowa maszyna, fabryka, hala,
maszyna pod komputer. Wkłada tylko, pryk, wrzuca. To zrozumiałe.
A przedtem to trzeba było rozłożyć papier milimetrowy i
rozrysowywać, tak jak ja to robiłam.
Zamówienia
specjalne
Lekka
ortopedia, może tak powiem. Jakieś dolegliwości kręgosłupa czy
przepuklin. Szyło się takie rzeczy. Szyłyśmy też takie
biustonosze dla kobiet po amputacji piersi. Łącznie z tym, że
i wkładkę się robiło – odpowiednie kształtem i obciążone,
żeby się nie przesuwało. Jedna z naszych klientek była u jakiegoś
znanego warszawskiego profesora. Tłumaczył jej, że musi szukać
jakichś kontaktów za granicą, bo u nas niestety nie ma takich
rzeczy, nie ma możliwości. A ona była już widocznie w tym
biustonoszu i w pewnym momencie spojrzał na nią i mówi: ale zaraz,
ja się tak mądrzę, ale pani ma na sobie bardzo dobrą rzecz.
Okazało się, że to było wykonane właśnie u nas. Przyszła,
opowiedziała, to było bardzo miłe.
Klientami
byli też mężczyźni. Nawet z Niemiec przyjeżdżali.
Mąż
Eligiusz
pomóż mnie, bo ty lepiej pamiętasz...
Muszę
powiedzieć, że mimo, że jest to zawód typowo kobiecy, to mąż
jest właściwie w tym całą duszą. Naszą stronę internetową
stworzył sam jako laik. Myślę, że sobie świetnie poradził.
Jest bardzo sprawnym umysłem. Kiedyś zajmował się
fotografią. I zajmuje się nadal. A w ogóle jest byłym
reprezentantem sportu...
Pan
Eligiusz:...no już, już, daj spokój.
...no
muszę ciebie też pochwalić. Że masz taką inicjatywę właśnie.
Taki ryzykant bardziej. Bo sport, to jednak szkoli taki inny
charakter.
Co
dawało mi największą radość.
Mnie
osobiście sprawiało satysfakcję właśnie, że klientki były
zadowolone. Siadały tu, a obok nanosiło się bieżącą
poprawkę na półprodukcie. Znało się klientki, ich tematy
rodzinne, one moje znały. To była taka bardzo sympatyczna
atmosfera. Zresztą do dzisiaj pytają, co tam u pani Alicji.
Nie chcę
też za dużo mówić, bo proszę panią konkurencja nie śpi, prawda
dziewczynki?
wysłuchała
Ewa Majdecka
Praca powstała w ramach projektu CARIDIS, który polega na stworzeniu katalogu ginących zawodów w Europie. Szczególnym aspektem projektu jest zwiększenie zaangażowania dorosłych słuchaczy w życiu społecznym. Dorośli kursanci instytucji partnerskich są zachęcani do zbierania informacji o ginących zawodach, analizowania ich, opracowywania oraz dzielenia się wiedzą związaną z ochroną dziedzictwa etnograficznego i kulturowego.
http://caridis.eu/
Praca powstała w ramach projektu CARIDIS, który polega na stworzeniu katalogu ginących zawodów w Europie. Szczególnym aspektem projektu jest zwiększenie zaangażowania dorosłych słuchaczy w życiu społecznym. Dorośli kursanci instytucji partnerskich są zachęcani do zbierania informacji o ginących zawodach, analizowania ich, opracowywania oraz dzielenia się wiedzą związaną z ochroną dziedzictwa etnograficznego i kulturowego.
http://caridis.eu/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz