Spotykamy
się na Solcu, jak zwykle. Jakoś tak nam zawsze wychodzi, że
widzimy się tam, a teraz Fanny mieszka po sąsiedzku, więc w
ogóle ciężko spotkać się gdzie indziej. Zamawiamy herbatę i
zaczynamy rozmawiać. Jest o czym, bo u Fanny sporo się dzieje.
Niedawno ukazała się jej pierwsza polska książka „Polskie
Pigułki” będąca podsumowaniem prowadzonego od roku bloga
na temat życia i odnajdowania się w polskiej rzeczywistości.
Równolegle pracuje też w Szwajcarii, ilustrując np. cykl książek
dla dzieci o kotce Papryce. W rozmowie Fanny jak zawsze jest zabawna
i ironiczna, a jednocześnie skromna i delikatna. Mówi szczerze
o życiu w Warszawie, o pracy. Nie tryska entuzjazmem, ale jest
pogodna. Bierze z życia ile się da, nie snując wielkich planów
na przyszłość. Angażuje się tu i teraz.
Już
kilka razy czytałam jak tłumaczysz się z tych polskich pigułek...
F: Tak,
już pewnie znasz tę historię, że kiedy tutaj przyjechałam miałam
ze sobą tabletki przeciwbólowe w biało-czerwonych otoczkach.
Pomyślałam wtedy, że to będzie zabawne, jeśli nazwę tak bloga.
Żartowałam, że może jeśli zacznę brać te tabletki regularnie
to stanę się troszkę bardziej Polką.
A skąd
te tabletki, coś bolało w przeprowadzce?
F: To
były takie zwykłe tabletki na ból głowy, ale muszę przyznać, że
zaczęłam mieć takie straszne bóle rok wcześniej, kiedy
przyjechałam na tydzień na Mazury. Dostałam wtedy ogromnego ataku
migreny na skutek mieszanki ciśnienia i alkoholu. Wyglądało to
groźnie. Czułam się fatalnie i bałam się, że to coś
poważnego, byłam nawet w szpitalu. Od tamtej pory postanowiłam, że
będę miała te tabletki zawsze przy sobie, zwłaszcza w Polsce.
A
przeprowadzka do Warszawy była bolesna? Jak sobie wyobrażałaś to
miasto?
F:
Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie zbyt wiele, nie wiedziałam
nawet czy zostanę tutaj na kilka miesięcy czy lat.
Przyjechałam właśnie, żeby sprawdzić jak tutaj jest. To, czy
zostanę zależało tylko ode mnie. Nie planowałam za dużo, bo nie
wiedziałam ja będzie wyglądała moja sytuacja zawodowa, jakie są
tutaj możliwości pracy.
I jak
to wygląda z Twojej perspektywy?
F: Cóż,
nie podoba mi się, że dla Polaków pieniądze są tematem tabu.
Można rozmawiać o projekcie godzinami nie poruszając kwestii
wynagrodzenia. To bardzo utrudnia relacje profesjonalne i stawia mnie
w kłopotliwej sytuacji, stwarza napięcie. Zresztą to jest dużo
bardziej złożony problem, który dotyczy pracy za darmo, która
jest tutaj bardzo powszechna. W pewnych sektorach można pracować na
pełen etat jako wolontariusz.
Często
podkreślasz, że lubisz Warszawę, język polski. Ludzi fascynują
twoje postrzeżenia dotyczące polskiej rzeczywistości. Chciałabym
Cię teraz poprosić o krytyczne spojrzenie na miasto. Czy jest coś,
co utrudnia Ci tutaj życie? Co warto byłoby zmienić?
F: Jeśli
chodzi o miasto to przeszkadzają mi te wielkie reklamy zasłaniające
budynki. To sprawia, że niekomfortowo czujemy się w przestrzeni
publicznej. Te reklamy nas atakują. Poza tym miasto jest
przepiękne. Nie za głośne, dynamiczne. Wszystko jest duże,
przestrzenne, jasne, pełne zieleni, ruch uliczny do zniesienia.
Ludzie są mili. Artystycznie dzieje się tutaj dużo ciekawych
rzeczy.
A z
punktu widzenia cudzoziemki mieszkającej w Warszawie?
F: Kilka
dni temu rozmawialiśmy ze znajomymi, jak bardzo brakuje angielskich
napisów w kinach, zwłaszcza na polskich filmach. Rozmawiałam z
człowiekiem, który pracuje w branży filmowej, który powiedział
mi, że zrobienie napisów nie jest wielkim wydatkiem w budżecie
filmu. To wszystko zależy od decyzji. Ja muszę bardzo dużo i
długo szukać, żeby móc obejrzeć polski film z napisami, a jest
to dla mnie świetne źródło wiedzy o Polsce i klucz do lepszego
rozumienia. Kupuję DVD, ale jeśli mają napisy, to tylko
angielskie, co też jest niedobre, bo przecież film francuski ma
kilka wersji językowych: duńską, niemiecką. Podobnie było w tym
roku podczas festiwalu „Warszawa w budowie” w którym bardzo
chciałam brać udział. Wszystko było po polsku, zorganizowano
tylko jedno oprowadzanie z przewodnikiem w języku angielskim, ale
nie było przetłumaczonych objaśnień ani informacji o obiektach na
tej ogromnej wystawie. Widziałam wszystko, ale nic nie
zrozumiałam. To było zaskakujące, bo przecież Warszawa jest
miastem, w którym mieszka bardzo dużo cudzoziemców. Takich
sytuacji jest więcej. Nad Wisłą są teraz nowe siłownie
plenerowe, niestety opisy objaśniające jak korzystać ze sprzętów
są po polsku i nie ma żadnych ilustracji. Dla mnie nie jest to
oczywiste, jak można używać tych metalowych drążków, więc
czekam aż zobaczę kogoś, kto ćwiczy, żeby podejrzeć jak się
tego wszystkiego używa. (śmieje się) Może nie jestem
targetem na takie siłownie, ale lubię tam chodzić na spacer.
Poza
tym, że jesteś ilustratorką, chętnie angażujesz się też w
projekty społeczne. Robisz warsztaty fanzinowe, współpracujesz z
organizacjami pozarządowymi.
F:
Właściwie to zaczęłam rysować właśnie dlatego, że chciałam
zajmować się taką społecznie zaangażowaną ilustracją. Chyba
nigdy nie narysowałam niczego tylko dlatego, że chciałam,
żeby wyglądało ładnie. Zawsze rysowałam coś, co wydawało
mi się ważne albo było komuś potrzebne do konkretnego projektu.
Marzę o sytuacji, w której mam normalne projekty, które zapewniają
mi utrzymanie oraz czas na tego typu społeczne prace, które są
bardziej politycznie zaangażowane.
Czytałam
wywiad z Tobą otwierający książkę „Polskie Pigułki”, bardzo
mnie rozbawiło, kiedy podsumowałaś pierwszy rok w Polsce jednym
zdaniem: artystycznie- rozwój, uczuciowo- huśtawka, finansowo-
katastrofa.
F: Jedna
dziewczyna napisała do mnie maila, żeby mnie podtrzymać na duchu!
Napisała, że mimo że ten rok finansowo był taki fatalny, to muszę
dalej robić to co robię, bo jest świetne! Teraz jest troszkę
lepiej, stabilniej. Ten rok był pełen pierwszych razy, to była
moja pierwsza zima.... było bardzo intensywnie.
Pierwszy
rok, pierwsza książka, co dalej?
F: Nigdy
nie wybiegam daleko w przód. Mam sporo projektów w Szwajcarii, więc
często wracam, a dalej nie wiem...zobaczymy. Na razie zaakceptowałam
moją rolę jako cudzoziemki mówiącej Polakom jak to jest mieszkać
tutaj, jaka jest Polska z innej perspektywy. Sukces książki
świadczy o tym, że jest taka społeczna potrzeba.
rozmawiała i sfotografowała Dagna Dąbrowiecka
Blog Fanny: http://pilulespolonaises.blogspot.com/
Zajrzyj do książki "Polskie pigułki": http://issuu.com/beczmiana/docs/polskie_pigulki/1?e=0/6609417