Iza Kieszek z Okna na Warszawę zainspirowana filmem dokumentalnym Okiem warszawskiego fryzjera postanowiła porozmawiać z panią Elą z zakładu fryzjerskiego przy ul. Koszykowej.
Iza - dzięki za możliwość udostępnienia tej relacji!
O wynikach tego spotkania czytajcie poniżej:
Gdzie strzygł się marszałek
Piłsudski? Gdzie ukrywali się działacze podziemia? Jak robi się trwałą
na wąsach? Niezwykła historia zakładu fryzjerskiego przy ulicy
Koszykowej 64.
Zakład fryzjerski przy ulicy Koszykowej
64 mijałam wiele razy. Zwrócił moją uwagę nietypową wystawą, trochę jak z
innej epoki, na której zawsze pyszniły się wyfiokowane głowy lalek.
Później w sieci przypadkiem trafiłam na film dokumentalny Jakuba
Polakowskiego Okiem warszawskiego fryzjera, jego bohaterką była,
między innymi, Pani Elżbieta Wichrowska i zakład na Koszykowej. Historia
tego miejsca zachwyciła mnie i postanowiłam je odwiedzić, a także
poznać jego właścicielkę. Przywitała mnie urocza, serdeczna osoba, która
z chęcią zgodziła się opowiedzieć o tym niezwykłym lokalu, a także
zdradzić ciekawostki związane z 40-letnią historią jej pracy. Na rozmowę
umówiłyśmy się pewnej czerwcowej soboty, żar lał się z nieba jednak w
zakładzie panował miły chłód, a na stoliku stała patera z truskawkami.
Po serdecznym powitaniu, rozpoczęłyśmy podróż w czasie.
Historia zakładu sięga przełomu XIX i XX
wieku, kiedy powstała kamienica pod numerem 64. Od samego początku na
parterze urzędował fryzjer. Niestety niewiele wiadomo o tamtym okresie,
ale już od lat 30. XX wieku zachowana jest dokumentacja zakładu. Pani
Ela pokazała mi plany architektoniczne pomieszczenia, a także różne
dokumenty związane z działaniem salonu. Od 1930 roku kierował nim Ludwik
Kowalewski, który później był szefem Pani Elżbiety. W owych czasach
klientem zakładu był sam marszałek Józef Piłsudski. Salon działał przez
cały czas trwania drugiej wojny światowej mimo, że jego właściciel
został wywieziony. Zakład był idealnym miejscem do działań
konspiracyjnych, tu wymieniane były informacje i tu można było się
schować podczas łapanki. W podłodze głównego pomieszczenia znajdowała
się klapa, pod którą kryło się zejście do piwnicy, z niej można było
wyjść na malutkie podwórko, a stamtąd na ulicę Piękną. Nie raz to
sprytne przejście ratowało życie działaczom podziemia. W 2013 roku
zakład fryzjerski ponownie stał się świadkiem tajnych spotkań, ale już w
innym wymiarze. W Hali Koszyki kręcono sceny do filmu Władysława
Pasikowskiego Jack Strong, „zagrała” w nim także witryna zakładu a Pani Ela gościła u siebie ekipę filmową.
Pani Elżbieta Wichrowska pracę na
Koszykowej rozpoczęła 1 czerwca 1973 roku, najpierw jako pracownica pana
Kowalewskiego, później od 1983 roku, jako właścicielka. Zawodu uczyła
się w rodzinnym mieście, Łomży, gdzie jej nauczycielka i mistrzyni, na
pytanie czy Ela nadaje się do tego zawodu, odpowiedziała: „Mało, że się
nadaje do zawodu, ona będzie pracowała do grobowej deski.” Te słowa były
jak przepowiednia, Pani Ela pracuje jako fryzjerka nieprzerwanie od 50
lat i nigdy nie żałowała tego wyboru. Strzygą się u niej całe pokolenia
Warszawiaków, babcie, ich dzieci i wnuki, najmłodsza klientka ma 10
miesięcy. Z wieloma osobami fryzjerka zaprzyjaźniła się, stała się dla
nich ważna, czego dowodem może być prezent, jaki kiedyś otrzymała od
klientki na imieniny, 1500 kwiatów! Wśród stałych bywalców salonu były
też znane osoby takie jak np.: aktor Janusz Zakrzeński, bokser Jerzy
Kulej i jego żona Helena, dziennikarka Teresa Torańska.
W trakcie naszej rozmowy Pani Ela udzieliła odpowiedzi na wiele pytań, poniżej kilka z nich.
Zakład znajduje się tu od początku powstania budynku?
Tak, tak jak jest. To wszystko co
Pani widzi, ta witryna to jest cały czas, tak jak było od powstania. To
pamięta wojnę, tu nie było zniszczeń, budynek obok legł w gruzach, ale
ten nie. W trakcie wojny szefa wywieziono, ale pracownicy tu byli i
pracowali. U fryzjera można było wszystko robić, omawiać różne sprawy,
przekazywać sobie różne informacje, tu się odbywały wielkie konspiracje.
A przed wojną strzygł się tu marszałek Piłsudski, przychodził do szefa.
Były zdjęcia, ale jeden z pracowników je zabrał, ja je jeszcze
widziałam, ale później przepadły razem z nim.
Dlaczego została Pani fryzjerką?
Zawsze chciałam zostać fryzjerką. Mój
tata chciał, żebym była agronomką, ale ja nie. W moim rodzinnym
mieście, Łomży, poszłam do Pani Ireny Zysk, wiedziałam od cioci, że tam
poszukują pracowników do zakładu. Pani Zyskowa zgodziła się mnie
przyjąć. Były w tym czasie trzy ucznnice, ja byłam najmłodsza. Po
odbytej nauce szefowa chciała, żebym została, ale ja chciałam wyjechać.
Wyjechałam i nie żałuję tego, nie żałuję że jestem fryzjerką, nie
żałuję, że pracuję na Koszykowej. Tak los pokierował, że jestem tutaj.
Lubię tych ludzi, lubię to środowisko, dzięki tym ludziom żyję. W swoim
życiu spotkałam wiele, bardzo życzliwych osób, najlepszym dowodem jest
to, że przychodzą po tyle lat.
Jak wyglądał egzamin kończący naukę?
Trzeba było ostrzyc włosy, zrobić
fale, potem pokazać, jak się robi trwałą. Potem uczesania, ja miałam
fryzurę dzienną, wyciskanie fal, na jednej modelce, a na drugiej fryzurę
wieczorową, bardzo strojną, loki, takie biedermeiry.
Jaką fryzurę lubi Pani najbardziej czesać?
Robię wszystkie fryzury, ale bardzo
lubię robić fale. Jedną z moich ulubionych klientek jest Pani Hania z
operetki warszawskiej. Właśnie jej czesałam takie przedwojenne fale.
Jak się robi takie fale?
Wyciska się, ręcznie.
Fryzura, którą zawsze będzie Pani pamiętać?
Bardzo możliwe, że jestem pierwszą
fryzjerką, może nawet na świecie, która robiła trwałą na wąsach. Pan
miał długie wąsiki i zażyczył sobie na wąsy trwałą, żeby mu nie
wchodziły do zupy. Założyłam na wąsy osiem wałeczków, po cztery na każdą
stronę. Klient był bardzo zadowolony i przyszedł drugi raz.
Jak zmieniają się Warszawiacy i Warszawa?
Kiedyś świat był inny, panowała
większa życzliwość, ludzie się lepiej znali. W danym obrębie Warszawa
była jak mała wioska. Na przykład Koszykowa, Lwowska, tu każdy znał
swojego sąsiada. Teraz ludzie się odcinają, mieszkają w jednym bloku i
się nie znają. Kiedyś było dużej więcej zażyłości między ludźmi,
bardziej się wspierali. Były całe klany znajomych. Przedtem, kiedy
wyjeżdżało się na urlop to klucze zostawiało się sąsiadce. Była
odpowiedzialność i zaufanie. Wolałam tamtą Warszawę, tamten czas,
chociaż to były trudne czasy. Wszyscy musieli brać udział w przymusowych
czynach społecznych, odbudowach, pochodach, ale poznawali się, jedli
razem śniadanie, rozmawiali. Było ciężko, ale ludzie byli dla siebie
bardziej życzliwi.
Jakie jest Pani ulubione miejsce w Warszawie?
To miejsce, bardzo lubię tę ulicę,
ten klimat, ten zakład, lubiłam starą Halę. Kiedy zamykano Halę,
zrobiłam wielkie zapasy, sama się teraz z tego śmieje, ale dla mnie
żaden inny sklep w Warszawie nie istniał. Tutaj się dobrze czuję,
przyszłam tu na chwilę i nie żałuję nawet jednej sekundy, że zostałam na
tyle lat. Bardzo też lubię Plac Konstytucji, dziesiątki razy tamtędy
przechodzę, co i raz zerknę do góry i myślę, o! jeszcze tego elementu
nie zauważyłam. A przechodzę tędy tyle lat.
Co niezwykłego jest w ulicy Koszykowej, w tej okolicy?
Tu są jeszcze inni ludzie. Tu
mieszkają starzy warszawiacy, oni są inni. Ci ludzie się znają, każdy
wie, że to jest córka Zosi, a to jest córka Krysi. Ci ludzie tworzą
klimat. Jak byłam chora, dzwonili, czekali, nie poszli nic zrobić sobie z
włosami, czekali na mnie. Pytali jak się czuję, czy już jest lepiej. To
właśnie tworzy tę atmosferę, to jest to, czego ludzie potrzebują, czego
im brakuje. Codziennej serdeczności.
Rozmawiała Iza Kieszek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz