niedziela, 5 stycznia 2014

Życia między kreskami

Marta Zabłocka - rysowniczka (zycie-na-kreske)

Pamiętam, jak na fanpage’u strony rysunkowej miałam 36 osób. I jakaś osoba odeszła. Strasznie panikowałam. To koniec, obraziłam czyjeś uczucia. Trzeba zlikwidować tę stronę.

Pierwsze posty zaczęłam wrzucać na bloga chyba w 2010 roku. Ale rysowałam wcześniej. To będzie już około 5 lat. Rysunki, które są teraz publikowane, mają swoje źródło w rysunkach zeszytowych. Wtedy sporo tego było do szuflady. Przełamywałam barierę między szufladą domową a internetową. Wrzucałam do sieci i sprawdzałam, co się stanie.

Im brzydziej, tym lepiej.

Pamiętam taki moment, kiedy widziałam prace, które były dla mnie tak brzydkie, że aż ładne. Miały właśnie to coś, ten pomysł. To były prace Janka Kozy, blog Trzask Prask Pikczers. Strasznie paskudne te rysunki, ale dla mnie tak piękne. A sama twierdziłam, że się do tego nie nadaję. Powinnam skończyć jakieś studia - nie wiadomo kiedy i na jaką ocenę. Zamiast myśleć o tych argumentach dlaczego nie, zaczęłam coś robić. Bardzo lubię te swoje rysunki. Zdaję sobie sprawę, że ludzie robią piękne rzeczy, a ja się nimi też cieszę i inspiruję. Z drugiej strony przeczytałam świetną wypowiedź jednego z rysowników – Johna Porcellino, dlaczego brzydko rysuje. Powiedział, że świat się może skończyć jutro, dlaczego on ma spędzić 3 godziny nad jedną pracą, żeby ładnie wyglądała? Nie o to przecież chodzi.

Jeśli szukasz jakiejś zabawy słowem, to na pewno to u mnie znajdziesz. Natomiast są takie prace, które wymagają dopracowania, kredki, jakoś to dopieszczam, zmieniam kolor. Ten proces sam mnie prowadzi. Przy tworzeniu czegoś głowa ci pracuje i w pewnym momencie rzeczy same dzieją się w tobie i po prostu wypluwasz gotowy pomysł. 

 

Marzenia

Właściwie już skończyłam mój drugi komiks. Niedługo się ukaże. Jeszcze tylko jakieś tam okładeczki.

Przez te kilka lat zmieniło się bardzo dużo. Wydarzyło się bardzo wiele. Jakaś niezliczona liczba osób zagląda na stronę życia (zycie-na-kreske). Widzę, że tendencja jest wzrostowa. Wszystkie te książkowe współprace. Teraz pracuję dla jednego z urzędów warszawskich. Działania z organizacjami pozarządowymi. Team komiksowy, w który się zaangażowałam. To jest mnóstwo. Moje marzenie o książce papierowej - teraz lada chwila będzie druga, a już myślę o trzeciej. Tylko nie mam czasu zacząć. Ostatnio rysowałam dla Hospicjum Dla Kotów Bezdomnych. Nie można siedzieć na dupie i nic nie robić. A to sobie kupić to, siamto, a resztę mieć w nosie. Jest tak wiele do zrobienia. Cieszę się, że ktoś chce moje prace i mogę także w taki sposób wesprzeć organizacje i osoby, które są dla mnie ważne.

Z drugiej strony jest taki moment konfrontacji, też finansowej. Chyba wielu twórców orientuje się, że nie jest tak łatwo utrzymać się z działań, o których się marzy. Na pewno nie przestanę rysować, bo to jest szalenie ważna część mojego życia. Pieniądze oczywiście mają znaczenie. Rysowanie łączy się dla mnie przede wszystkim ze sposobem, w jaki chcę pracować, w jaki chcę być traktowana i jak ja chcę traktować innych. Chcę też dalej się udzielać prospołecznie, prozwierzakowo.

Jest też trochę takiego cwaniakowania. Rysowanie/wymyślanie nie jest namacalne jak pralka czy telewizor, za to nie trzeba płacić. Jeśli według kogoś to jest tak prosto zrobić, to niech zrobi to sam i nie zawraca innym głowy. Czy komercyjne firmy, które domagają się zdecydowanie niekomercyjnych stawek – obciach!

Ale ostatecznie uważam, że bilans jest na ogromny plus. I mam poczucie, że jeszcze mnóstwo mogę zrobić, nauczyć się. Chociażby poznać więcej pędzelków w programie, poekscytować się nim. Poszaleć w zeszycie, pisakami.

Mam postanowienie noworoczne, żeby usiąść i sobie pomyśleć, co ja bym chciała, co jest realne, co mnie pociąga, w którą stronę warto iść, taki czas na marzenia i ich realizowanie. Zwykła praca może być od tego, że siedzisz, zarabiasz pieniądze i płacisz rachunki. A tu mam taki swój obszar, gdzie głównym motywatorem nie jest wyznacznik finansowy. Nie ma obawy, że świat się zawali i zostanę z 50 kredytami na głowie. Że muszę robić rzeczy nawet wbrew sobie. To bardzo procentuje.

Obserwacja

Wiele osób ma swoje obserwacje. Każdy myśli, przeżywa i to jest kwestia ubrania tego w jakiś sposób. Ktoś napisze piosenkę, ktoś narysuje, sfotografuje, ktoś nabazgrze coś na murze. Rozmawiasz z ludźmi albo coś tam sobie snujesz w głowie w ciągu dnia, coś czytasz, oglądasz, idziesz i masz 'ping' myśl. Szkoda mi było takich sytuacji i pomysłów, które odeszłyby w niepamięć. Rysowanie okazało się super wyjściem.

Przyznaję, że zaniedbałam fotografowanie. Gdzieś tam w kąt rzuciłam. Jak patrzę na swoje stare zdjęcia z gatunku „wychodzisz na miasto i wtedy sobie pstrykasz”, to są to trochę zdjęcia grozy. Po prostu widzę, ile nauczyłam się w międzyczasie. W fotografowaniu nie mam wciąż tyle śmiałości, żeby robić bardziej intymne portrety innych. Częściowo jest to też kwestia mojego wygodnictwa, ale i korzystania z możliwości komórki - instaluję sobie aplikacje do zdjęć, filtry, coś kombinuję i się tym bawię, ale to najczęściej trafia do mojego komputerowego archiwum.

Parę lat temu, w księgarni, trafiłam na super zeszyt. Był strasznie drogi, ale pomyślałam sobie, że na pewno dobrze go wykorzystam. Postanowiłam tworzyć jeden rysunek dziennie i to robiłam. Zobaczyłam ten zeszyt po miesiącu czy dwóch, jak jest zamknięty, wypełniony. Poczułam, że to się wydarzyło naprawdę. To mnie nakręciło i powstał jakiś efekt lawiny i kolejne pomysły, pozornie od czapy. Wcześniej w życiu nie miałam do czynienia z tabletem. Od czasu zakupu leżał u mnie zapakowany dwa miesiące. Jak już go podłączyłam do komputera, to był szał i zapomniałam o zeszycie. Pomyślałam, że nigdy więcej. A teraz wracam do zeszytu i odkrywam pisaki. Przyznaję, że przeżywam ponowną miłość. Uwielbiam rysowanie w komputerze, ale to w zeszycie ma w sobie coś takiego, co tradycyjne książki. Możesz dotykać papier, coś ci się rozmaże i to jest już trochę inne życie. Dużą rolę odgrywa narzędzie: pisak, długopis, kredka, linia. Nie ma opcji, że cofniesz ruch. Po prostu jest plama, to teraz rysuj z nią! Dostałam pod choinkę flamastry, takie kolory, których sama bym sobie nie kupiła. To też powód do kolejnych eksperymentów. Mikołaj był pod tym względem bardzo dobry. 

 

Cwaniara

Bardzo lubię to, co Sylwia Chutnik robi ze słowem. To są słowa czasem zapomniane, takie, przy których łza kręci się w oku. Sylwia pisze bardzo obrazowo, to trafia do moich emocji. Nie jakieś czupurne awanturowanie się, tylko świetna argumentacja połączona z przesłaniem. Myślę, że przy „Cwaniarach” Sylwia przytuliła mnie w odpowiednim momencie. Taki następny etap mojej drogi, na którym ktoś kolejny, ważny, we mnie uwierzył. Praca do czyichś tekstów to tworzenie czegoś, czego sama nie wymyśliłabym. Ale dzięki temu, że ktoś mi pokazał kawałek swojego świata, swojego myślenia, jakąś swoją opowieść, to wydobyłam z siebie coś jeszcze innego. To było też trochę zabawne, że musiałam myśleć o tym, jak to ma być rozplanowane w książce, żeby ilustracja nie zajmowała 3 kolejnych stron, a później przez 30 nie pojawił się żaden rysunek. Szukałam takich fragmentów, które mnie poruszają i będą pasowały do rytmu książki. Bo tam trzeba było rysunek co jakieś 10 stron.


Hormony

Chyba przede wszystkim wkurza mnie bezsilność. Jak wiem, że nie mogę czegoś zrobić. Jak widzę, co się dzieje dookoła. Takie niby banały, jak ludzie traktują zwierzęta, jak odnoszą się do siebie. Wkurza mnie, jak ludzie śmiecą, jak nie zwracają uwagi, że ktoś jest nieprzyjemny. To śmiecenie na ulicy, papieroski ciach na chodnik, zanim się wejdzie do autobusu. Unikanie odpowiedzialności, brak odwagi, żeby powiedzieć: hej, to jest nasza przestrzeń. Wkurza mnie też teoretyzowanie. Ludzie se siedzą na tyłku, mówią, jakby to było, zamiast po prostu wyjść na ulicę i coś działać tu czy tam. Albo pomóc sąsiadce wejść na górę, wnieść jej siatki, zrobić komuś zakupy, wyprowadzić psa, przytrzymać drzwi. To są takie zwykłe rzeczy, które możemy dla siebie robić. Choć przyznaję, że ja nie zawsze je robię. Nie będę sobie dodawała.

Też wkurza mnie taka moja globalna bezsilność. Jak wchodzę do internetu i czytam wiadomości, to myślę sobie kurwa, kto tak naprawdę rządzi. Ludzie się napierdalają, handlują sobą nawzajem, zabijają się. Te wszystkie rzeczy ekologiczne. W głowie się nie mieści, bo to jest takie przytłaczające. 

 

Lucek, Emil, Charles, Kury, Królik, Węże i inne

Strasznie trudno byłoby mi pracować ze zwierzakami. Dom tymczasowy nie wchodzi w grę. Jak znalazłam Charlesa, mojego ostatniego kota, to już po godzinie wiedziałam, że go nie oddam. I tak się bałam, że ktoś odpowie na ogłoszenie w internecie, że go chce. Byłam w takim strachu. Tak samo było z Emilem, moim drugim kotem. Strasznie trudno jest mi oglądać te nieszczęścia, u ludzi też. Tak mówię, że zwierzaki mi bardziej odpowiadają i jest tak z różnych względów. Uważam, że ludzie im wyrządzają tyle okrucieństwa, ale to, co ludzie robią sobie nawzajem też ściska za serce.

Teraz współpracuję z hospicjum dla kotów. Dla mnie takie graficzne zadania są super rozwiązanie, bo robię coś dla nich czy dla innych organizacji prozwierzakowych i już nie patrzę na całe to cierpienie. Wiem, że ono jest, ale nie oglądam tego, bo potem dochodzę do siebie przez ileś tam dni. Dałam sobie to prawo, żeby się nie zmuszać, tylko wspierać na tyle, na ile jestem w stanie potem normalnie funkcjonować. No a tu dziewczyna z hospicjum poprosiła mnie, żebym narysowała ich koty. Jeden nie ma uszu. Drugi nosi pieluchę. A trzeci nie ma tylnych łap i ogona. Jak ona mi to napisała, to ja w ryk. Ale siadłam i ogarnęłam temat, bo to ważne sprawy.

Życia

Nie ukrywam, że te historie są inspirowane jakimiś wydarzeniami z mojego życia, ale ja je sobie przetwarzam albo wymyślam coś. Wypracowałam sobie taką zasadę, że dopóki nie dopowiadam publicznie, o czym jest historia, skąd się wzięła, to nie robię sobie własnej strony ekshibicjonistycznej i mam swój margines bezpieczeństwa i mimo wszystko anonimowości Ostateczną prawdę znam ja i osoby, z którymi rozmawiam. To mi pomaga zachować dystans. Postanowiłam też przestać czytać recenzje. Jestem twardzielką, ale wiem, że moja twardzielkowatość ma swoje granice.

Mój dystans radykalnie się kończy wtedy, kiedy moje prace są wykorzystywane w takich celach, w których sobie nie życzę – np. ostatnio jedna z firm wykorzystała do reklamowania swoich produktów. Zdaję sobie sprawę, że w internecie wszystko żyje i ludzie mogą się inspirować. Ale czasem warto zapytać. Wolałabym bardziej interakcję niż takie ciach, że ktoś bierze bez pytania. Na wiele rzeczy się zgadzam, ale też zdarza mi się odmawiać. Jestem za inspirowaniem się, ale też do pewnego momentu. Mam taką potrzebę obsikiwania swojego, przyznaję. Nie na wszystko jestem taka otwarta. Na pewno nie zgodziłabym się na coś, co jest niezgodne z moimi poglądami. Denerwuje mnie też ucinanie podpisów. No i też wychodzę z założenia, że fajnie jest się poinspirować nawzajem, zamiast kopiować. Że inni też robią super rzeczy, niektórych trzeba tylko troszkę wesprzeć.



Inspiracje

Gromadzenie komiksów, oglądanie i czytanie to u mnie jakaś świeżynka. Zdarzyło mi się trafić na kilka komiksów dziadów, przyznaję. Ale sporo cudownych. Jak zaczęłam interesować się rysowaniem, to jakoś siłą rzeczy trafiałam na rysujące dziewczyny. Asia Bordowa robi świetne rzeczy – widać ją w sferze pozarządowej, anarchistycznej. Agata Dudek świetnie rysuje. Aga Pixa - pożeram jej prace oczami. Uwielbiam Olgę Wróbel, która ma taki sarkastyczny dystans. Wspaniałe są te historie. Kasia Szaulińska chyba gdzieś zniknęła, ale te jej historie też świetne. Też edukacyjne – chociażby o punkcie G. To jest super mądra osoba. Edyta i Marta Bystroń – to są utalentowane dziewczyny, mają takiego powera i od wielu lat robią coś swojego. Wydają ziny. Kiedyś widziałam ich filmiki video z psychobaletem, jak tarzają się po wykładzinie i mówią, że każdy powinien spróbować. Jakieś szalone. Czasem któraś z osób, które zaglądają do mnie, czymś się podzieli. Wiele razy dzięki temu miałam przyjemność oglądać rewelacyjne prace i niech tych pracy powstaje jak najwięcej. Szkoda, żeby to gdzieś tam na jakiejś karteluszce się przewalało. Agata Krynicka jest jedną z takich osób, która mnie rozbroiła swoją wszechstronnością i talentem – pokazała mi swoje archiwum od czasów dzieciństwa! Coś wspaniałego! Jest sporo interesujących dziewczyn, ale mogłyby być bardziej widoczne. Wydawnictwo Centrala, z którego chyba najbardziej kojarzony jest Michał Słomka, który zachwyca mnie swoją otwartością, wrażliwością i po prostu fajnością, stawia na publikowanie niesztampowych albumów. Wydają sporo rzeczy zrobionych przez dziewczyny. To stoi w opozycji do powszechnego nurtu, w którym jednak facetów jest więcej. A to, że facetów jest bardzo wielu w przestrzeni publicznej, to jest w cudzysłowie taka norma kulturowa. Świetnie, że te dziewczyny się pokazują. Nie chodzi o to, że facet ma iść out.

Kiedyś jechałam do domu tramwajem i wszedł gość. Taki zaniedbany, w jednej ręce siata, w drugiej harmonijka. Zrobił jakieś fiu-fiu. Fiu-fiu było o niczym i zaczął zbierać kasę. Wtedy pomyślałam sobie, też stereotypowo, że babka ubrałaby się zajebiście, umalowałaby oko, weszłaby do tramwaju i wyglądałaby pięknie, ale pomyślałaby, że i tak nie jest wystarczająco dobrze, żeby o coś poprosić. Czasem tylko trochę trzeba je wesprzeć, żeby robiły jakieś super rzeczy, żeby się rozwinęły, odpłynęły w to, dały sobie prawo, by poćwiczyć. Jasne, że to jest często brzydkie na początku. Bo jak mamy się nauczyć, skoro nie ćwiczymy? Jeśli sprawia nam frajdę rysowanie, to rysujmy. Jeśli chcemy wrzucić do sieci, to wrzućmy. Warto to robić, a nie kastrować się. Wszystko jedno, jakiej jesteś płci. Jeśli masz z tego frajdę, to to rób. Po co masz sobie zabierać coś fajnego?

Zabawa płcią, którą uwielbiam.

Wiadomo, co to za rozedrgana postać w tych okularkach. Kim jest ten Królik. To, co mnie zadziwia, ale sprawia mi taką frajdę, to to, że tak wiele osób wchodzi w tę zabawę płcią, że to do nich dociera, do dziewczyn i do chłopaków, że to są też osoby w różnym wieku. Ostatnio zdarzyła mi się śmieszna sytuacja. Narysowałam taką postać w okularkach, która rzekomo jest mną i mówi, że: “największym dowodem mojej paniki jest to, że panikuję, że ona odejdzie z powodu mojego panikowania”. Jedna dziewczyna napisała w komentarzach, żebym narysowała wersję dla dziewczyn. Więc ja napisałam, że narysowałam. A ona nie, że się nie zrozumiałyśmy. Tak, zrozumiałyśmy, tylko, że są różne opcje. 


 

Sio trolle!

Zapominam czasami, że jak się podłączasz, to tracisz anonimowość, a ludzie się dzielą jakimiś swoimi rzeczami. Rozumiem, że w sieci tak się robi, ale jakoś mnie to porusza, że u mnie ktoś to chce zrobić. Czuję się wyróżniona, że osoby, które zaglądają na życie, dzielą się ze mną, rozmawiają między sobą. O to chodzi, żeby ludzie robili sobie dobrze na tej stronie. Tam mają być lajki. Nie chodzi o taką sztuczność, że lubmy wszystko na siłę. Natomiast. jest tak dużo przykrych rzeczy dookoła, więc skoro możesz coś z siebie wykrzesać, czymś się podzielić, nakręcić, to czemu nie?

Gdy jestem mega sfrustrowana albo jest mi strasznie smutno i coś tam wrzucę, to ludzie mówią, że „ja też tak mam” albo „ja nie”, albo coś tam. Albo czymś się nakręcę i omal nie pęknę z niecierpliwości, żeby już się podzielić, chichram do monitora, rysując. Zdaję sobie sprawę z tego, że komputer, internet to nie to samo, co przywitać się, uścisnąć. Ale to jest jakieś porozumienie, przy obrazku, który jest skutkiem czegoś, ale może być powodem do czegoś dalej.

Oczywiście czasem się boję. Przesadziłam. Koniec. Trzeba będzie przepraszać. Boję się bana na Facebooku. Boję się tego, że ktoś kiedyś podejdzie i zapyta - to ty? Tak. Ale o co chodzi? Bach i buła w oko. A też ciągle myślę o tych 36 osobach na początku. Teraz to jest jakiś ogrom. Facebook ma takie statystyki. Któregoś razu rysunek dotarł do 100000 osób. Jezusmaria. Jakby te 100000 osób stanęło, to ile to miejsca zajmie? Jakiś plac w mieście.

Rozmawiała Ewa Majdecka