WCHODZĄC DO MODY
Coco Chanel swój pierwszy sklep z kapeluszami założyła w wieku 23 lat. Sonia Rykiel zaczęła projektować, bo zaszła w ciążę i nie mogła znaleźć dla siebie odpowiednich swetrów. Wszyscy wielcy i podziwiani w świecie mody stali kiedyś przed problemami, którym czoła stawiają dzisiaj młodzi, nieznani projektanci ubrań i biżuterii. Opowiadamy historię warszawianek, które od kilku sezonów… są w modzie.
Na ulicach coś się dzieje. Stukają po nich buty nie z pierwszych lepszych sklepów, przemierzają je jedyne w swoim rodzaju płaszcze owinięte w kolorowe szaliki z wpiętymi broszkami zrobionymi z talerzy. W uszach kolczyki w kształcie muffinów, we włosach pióra i kwiaty. Warszawa odżywa.
MAGDALENA – KOLEKCJA UBRAŃ BELLE
Magda od dawna rysuje, fotografuje, ale od niedawna zajmuje się swoją największą pasją, czyli modą. - Robię ubrania dla ludzi, którzy są trochę podobni do mnie – cenią sobie prostotę, minimalizm, gładkie materiały – mówi. Nie skończyła żadnej szkoły projektowania, ale ubrania od początku do końca robi sama. – Uczę się na własnych błędach – śmieje się. – Kiedy już się nauczę, chciałabym mieć swoją własną pracownię.
Warszawianki zdały sobie sprawę, że można ubierać się inaczej – barwniej, ciekawiej, rezygnując z dyktatów sieciowych sklepów modowych. Zaczęły szukać własnych dróg, a w roli ich przewodników coraz lepiej odnajdują się młode projektantki – ubrań, biżuterii, dodatków. Dwudziestokilkulatki, bez doświadczenia i pieniędzy, ale za to z wielkim talentem i wizją nowego, polskiego świata mody.
Na początku był pomysł
Co trzeba mieć, żeby rozpocząć karierę w świecie mody? Przede wszystkim pomysł – na coś oryginalnego, czego jeszcze nie ma polskich ulicach. Często to zabawny zbieg okoliczności sprawia, że powstaje pierwsza koszulka, sukienka, bransoletka. Na przykład: Marysia, która tworzy biżuterię z masy plastycznej Mafimo, na początku wszystkie kolczyki i bransoletki robiła w kształcie jedzenia. Dlaczego? - Zaczęłam robić biżuterię bo… przeszłam na dietę. Te kolczyki w kształcie kapkejków i bransoletki z pralinek to w pewien sposób połączenie moich zainteresowań plastycznych i frustracji związanej z niejedzeniem.
Marysia najlepiej czuje się w swoim mieszkaniu na Ursynowie. – Sama je wyremontowałam i urządziłam, to jest moje miejsce na ziemi – mówi. Mafimo robi przy malutkim biureczku, na którym wystawiona leży już gotowa biżuteria: miniaturowe hot-dogi, aparaty fotograficzne, pralinki. Jeśli chodzi o wzory, to Marysia jest otwarta na prośby klientów: - Robiłam już na zamówienie koszulkę klubową FC Barcelony i małe wampiry. Tylko butelka „Wyborowej” mi nie wyszła.
Z kolei Magda zdecydowała się robić przywieszki z rozbitych talerzy. Skąd pomysł? -Kiedyś byłam z moim znajomym na działce, gdzie znaleźliśmy stos starych butelek. I chociaż te kawałki szkła z niczym nie powinny mi się kojarzyć, to ja od razu pomyślałam o kolczykach i bransoletkach. Znalazłam technikę do obrabiania tych odłamków i tak zaczęła powstawać biżuteria.
MAGDA – BIŻUTERIA Z TALERZY
Magda z zawodu jest rzeźbiarką, zrobiła dyplom na warszawskiej ASP. Od zawsze lubiła nosić i robić biżuterię, ale największą popularność na warszawskich targach rzemieślniczych przyniosła jej biżuteria robiona z potłuczonych talerzy i porcelany. Szczególnie podobają się broszki i kolczyki z peerelowskim napisem „Społem”. – Nie jest łatwo zdobyć odpowiednie kawałki porcelany – mówi Magda. – Czasami pomagają mi obcy ludzie – najbardziej się cieszę, kiedy przynoszą mi rozbite talerze.
Pomysł pojawia się najczęściej przypadkiem, talent nie. Żeby zacząć tworzyć ciuchy i ozdoby, dziewczyny od najmłodszych lat rysują, rzeźbią, fotografują, robią graffiti. Pierwsze próby twórcze podbijają serca ich znajomych, znajomych znajomych, i tak dalej, aż w końcu dziewczynom nie pozostaje nic innego jak zacząć robić swoje rzeczy hurtem.
Hurtem, to nie znaczy w hurtowni. Często pracują tylko przy jednym biurku z małymi narzędziami do robienia biżuterii albo stosem kartek papieru z projektami ubrań. Największe szczęściary mają do dyspozycji garaż, pół pokoju, jedno nieużywane pomieszczenie w domu, w najlepszym, rzadkim, przypadku - osobne atelier. Wkraczanie w świat mody nie jest ani proste, ani wygodne, ale dziewczyny radzą sobie jak mogą.
Cena oryginalności i jakości
Młode projektantki zdają sobie sprawę, że idealnie wpasowały się w pewną niszę - robią ubrania i dodatki dla ludzi, którym Zara i H&M już się znudziły, ale którzy nie mają wystarczająco pieniędzy, żeby ubierać się u Macieja Zienia czy Gosi Baczyńskiej. Charlotte, która projektuje ubrania z kolekcji 160 cm, przyznaje, że z miesiąca na miesiąc do jej atelier przychodzi coraz więcej warszawiaków. - Teraz jest bardzo duży boom na ubrania od projektantów, to widać na ulicach. Ludzie potrzebują oryginalności i chcą, żeby na całym świecie było tylko kilka sztuk takich samych sukienek czy bluzek. Dziewczyny bardzo się cieszą, kiedy słyszą, że jakaś kolekcja jest limitowana.
CHARLOTTE – KOLEKCJA 160 CM
Charlotte na co dzień mieszka i studiuje w Paryżu, stamtąd czerpie inspiracje. Do Polski wraca od czasu do czasu, na święta, przede wszystkim żeby zajmować się rozwijaniem 160 cm. – Nie chciałabym, żeby przez mój wyjazd 160 cm upadło. Przeciwnie, chcę rozwijać moje kolekcje. Jeśli mi się to nie uda, to i tak cały czas będę zajmować się modą – mówi.
Designerki same dbają o jak najwyższą jakość ciuchów – dobierają materiały, własnoręcznie szyją, a jeśli nie umieją, to powierzają to zadanie zaufanym krawcowym. Pracująca nad własną marką ubrań, Joanna Jachowicz przyznaje, że jakość ma dla niej fundamentalne znaczenie. - Wydaje mi się, że proporcja jakości do ceny w sklepach sieciowych nie jest właściwa. Klienci, którzy wymagają, żeby ich ubrania były jak najlepsze gatunkowo, wybierają młodych projektantów, bo wiedzą, że w kwestii jakości mogą im zaufać.
Od tych dwóch czynników – wysokiej jakości i niepowtarzalności produktu najczęściej zależy cena ubrań. Marysia od muffinkowych kolczyków mówi, że cena jej biżuterii nie jest zależna od zużytego materiału, ale od ilości pracy, które w nie włożyła. - Kolczyka - bułeczkę robię mniej niż dwie minuty. Za to bransoletka z hamburgerów wymaga większego skupienia, dlatego jest droższa.
MARIA – KOLEKCJA UBRAŃ HAZZ
- Byłam z kolegą na imprezie, na której zrobiliśmy bardzo dużo zdjęć aparatem analogowym. Na następny dzień rano nie pamiętaliśmy, co jest na kliszy. Kiedy wywołaliśmy film, było tam zdjęcie ściany napisem „dazz”. Zamieniliśmy „d” na „h” i stwierdziliśmy, że to jest świetna nazwa na coś, nie wiedzieliśmy jeszcze na co. Padło na ubrania – wspomina Maria. Projektuje koszulki, powycierane bluzy i kurtki. Jest w trakcie tworzenia specjalnej kolekcji dla tancerek burleski. Uważa, że nie każdy może chodzić w jej ubraniach. - Kiedy widzę dziewiętnastoletniego chłopaka z takim wielkim napisem „Hazz” na plecach, który nie ma na siebie żadnego pomysłu i równie dobrze mógłby założyć koszulkę z H&Mu, to mam ochotę zdjąć z niego te ubrania. Nie cierpię spotykać ludzi w moich ciuchach – przyznaje.
Wydawać by się mogło, że te oryginalne i wykonane z niezwykłą starannością cudeńka – kolczyki, sukienki, chusty – kosztują o wiele więcej niż te, które możemy znaleźć w sklepach sieciowych. Tak naprawdę ich ceny niewiele się różnią od tych ze Złotych Tarasów czy Arkadii.
Ubrania dla ludzi, ubrania dla sztuki, ubrania dla pieniędzy
Każda z dziewczyn inaczej traktuje swoją pracę. Dla Kasi, projektującej biżuterię marki FancyMe, produkcja bransoletek to świetny biznes. - Widzę, że jest na nie moda, więc chcę ich sprzedać jak najwięcej, to wszystko – przyznaje. Oczywiście dla większości z dziewczyn projektowanie jest dodatkowym zarobkiem, rzadko jednak któraś robi ubrania tylko dla pieniędzy. Szczególnie, że utrzymanie się z tworzenia ciuchów albo akcesoriów jest w ich przypadku prawie niemożliwe.
KASIA – BIŻUTERIA FANCY ME
Sznurki, których Kasia używa do produkcji swoich bransoletek, sprowadzane są aż z Włoch. – Zależy mi na jak najwyższej jakości moich produktów. Sznurki polskie są beznadziejne, bardzo się mechacą. A te nie dość, że są porządne, odpowiednio grube, to jeszcze ładnie się błyszczą – mówi. Ale lubi też eksperymentować, na przykład z linkami marynarskimi lub bawełnianymi nitkami. Tworząc biżuterię, Kasia miesza swoje pomysły z sezonowymi trendami. – Chcę dodać trochę koloru do szarej rzeczywistości – uśmiecha się.
Dlaczego więc tworzą ubrania? Dla wielu z nich projektowanie to zabawa, hobby, albo rodzaj sztuki użytkowej. Ich praca często nie ma podobać się klientom, ale im samym. Eliza i Weronika, które robią eliwery, kolorowe ozdoby do włosów, mówią, że projektowanie jest dla nich formą ich własnej sztuki. - Jeśli nikt tego nie kupi, to trudno – ważne, że my dobrze bawiłyśmy się przy tworzeniu – śmieją się.
ELIZA I WERONIKA – OZDOBY DO WŁOSÓW ELIWER
Już mieszkanie dziewczyn - pięknie urządzone, wysokie, w starej kamienicy – świadczy o tym, jakimi są estetkami. Jak same przyznają, to jest jeden z najważniejszych powodów powstania Eliwera. - Podobają nam się te same piękne rzeczy. Najpierw założyłyśmy bloga z ładnymi zdjęciami, a potem postanowiłyśmy zrobić coś własnego. I tak, od kwiatka do kwiatka, powstał Eliwer. Do tej pory robiłyśmy małe, romantyczne kwiatuszki do włosów, a teraz przyszedł czas na okres wielki. Najlepiej barok. Ozdoby będą większe, bo chcemy mieć większą radość z ich robienia. Najchętniej założyłybyśmy na głowę całą szafę!
A jednak, ludzie kupują. Kto jest targetem projektantek? Oczywiście, to zależy od marki, ale prawie każda z dziewczyn powtarza: kobiety w wieku 20 – 30 lat, czasem trochę młodsze lub starsze, niebanalne, przebojowe, chcące się wyróżnić z tłumu. Ale od tej reguły jest mnóstwo wyjątków – designerki przyznają, że czasami są mile zaskoczone, kiedy do ich stoisk przychodzą starsze panie albo matki z dziećmi. Julianna i Natalia, czyli projektujący kolorowe szaliki kolektyw SiS, są przekonane, że ich dodatki można zakładać zarówno do dresów, jak i na wesele, jak kto woli. - Da się z nich zrobić właściwie wszystko, dla każdego, na każdą okazję. Mama Julianny ma prawie siedemdziesiąt lat, a jej siostrzenica– dwanaście, i obie noszą nasze szaliki – mówią.
JULIANNA I NATALIA – SZALIKI SIS
Gołębi, jasnopistacjowy, miętowy, bananowy, marengo – to tylko niektóre kolory szalików Julianny i Natalii. Przyjaciółki, od liceum prawie jak siostry – chociaż zaznaczają, że to nie od słowa „sisters” pochodzi nazwa ich kolektywu - tworzą proste szale i biżuterię. W przyszłości marzą im się szalikowe wariacje, a jeśli się uda to może nawet rozszerzenie działalności o inne części garderoby. Bardzo się cieszą, kiedy widzą swoje szaliki na ulicy. - Raz byłyśmy na imprezie w Dolinie Muminków i sprzedałyśmy cały zapas szalików. Nagle okazało się, że wszyscy dookoła je noszą, to było wspaniałe uczucie.
Projektujące nie-projektanki
Pomimo tego, że non stop projektują, uparcie nie pozwalają nazywać się projektantkami mody – ewentualnie przyznają, że mają „własną markę”, „robią biżuterię”. Tak jakby „projektant” było zbyt dużym słowo, którego trochę się obawiają. Albo tak, jakby nie za bardzo chciały się przyznawać do polskiego świata mody.
Dziewczyny z Eliwera mówią, że absolutnie nie są projektantkami. - My nie tworzymy mody, ale pewien klimat – zarzekają się. Kasia od bransoletek FancyMe potwierdza, że większość jej wytworów to rzeczy autorskie, których nie można kupić w pierwszym lepszym sklepie. – Wolę traktować to jednak jako naukę, samorealizację i zdobywanie doświadczenia, a nie projektowanie mody – przyznaje.
Pasja pracy, czyli co dalej?
Projektantki niechętnie mówią o przyszłości, bo moda nie wydaje się być tym, co może im ją zapewnić. Większość z nich na razie sprzedaje ubrania i biżuterię wszędzie, tylko nie we własnym sklepie. Asia Jachowicz, chociaż marzy o swoim butiku, na razie nie chce w niego inwestować. - Do tego potrzeba po pierwsze dosyć dużych pieniędzy, a po drugie - własnych klientów - przyznaje. Marysia zapiera się, że nigdy nie otworzy nic swojego. - Bo ja mam tak, że jeśli moja pasja zamienia się w moją pracę, to tracę do niej serce – mówi, lepiąc kolejnego muffina.
Tylko nieliczne mogą liczyć na to, że w przyszłości uda im się otworzyć własny butik. Dlatego studiują: psychologię, architekturę, zarządzanie – dzięki temu nie muszą polegać na kaprysach mody, ale cały czas mogą się nią bawić.
Jednak większość dziewczyn chce rozwijać swoją działalność. Julianna i Natalia chciałyby szyć coś więcej oprócz szalików – może sukienki albo bluzy? Charlotte myśli nad pracą dla większej marki, ale w tym samym biznesie. A Magdzie marzy się bardziej spektakularna wersja jej biżuterii. – Myślę nad czymś mniej użytkowym, a bardziej nadającym się do fotografowania. Chciałabym zrobić kolczugę z talerzy – to byłoby coś!
JOANNA JACHOWICZ – KOLEKCJA UBRAŃ
Asia jako jedna z niewielu dziewczyn ma ukończone studia z projektowania mody i na swoim koncie pierwsze sukcesy – jej ostatnia kolekcje były już prezentowane na Offfashion w Kielcach, była też gościem zorganizowanego przez SGH Fashion Day. Projektuje w swoim mieszkaniu na warszawskim Nowym Mieście. Jej ubrania są proste, klasyczne, ale przyciągające uwagę. - Robię ubrania dla ludzi. Najbardziej bym chciała, żeby podobało im się to, co projektuję. Nie chcę iść w stronę awangardy; wolę tworzyć ciuchy użytkowe, a moim największym marzeniem jest to, żeby ludzie zaczęli w nich chodzić po ulicy.
Teraz najwięcej szans na promocję daje im Internet: dziewczyny korzystają z showroomów w grupach na Facebooku, a także ze specjalnych stron, które zajmują się rozpowszechnianiem nowej mody – jedną z najbardziej popularnych jest Cloudmine. Oprócz tego, w Warszawie działa kilka sklepów – galerii, w których znaleźć można tylko i wyłącznie produkty od młodych designerów – najbardziej znane to Love&Trade czy Encepence. – Staramy się dawać możliwości młodym osobom, które robiły swoje kolekcje na przykład na studiach. Na początku byli to projektanci głównie z Warszawy, z kręgu ASP, potem zaczęli dochodzić inni – mówi Kuba, pracownik w Encepence. - Chcemy pokazywać rzeczy unikalne, których nie można znaleźć w innych sklepach – dodaje. Coraz bardziej popularne – nie tylko w stolicy, ale też w Krakowie, Trójmieście czy Rzeszowie – stają się też targi z wyrobami od projektantów, organizowane m.in. w klubie 1500 m2 czy Skwerze.
Masz się czuć fajniej, lepiej, bardziej odważnie
Dziewczyny przyznają, że to co robią, ma przede wszystkim dawać radość. Zarówno im, w szalonym procesie tworzenia, jak również klientom. Chcą, żeby warszawianki mogły z uśmiechem spojrzeć w lustro i pomyśleć: „jestem jedyna w swoim rodzaju”. Weronika i Eliza, opowiadając o eliwerach, podsumowują sens designerskich ubrań i dodatków. -Eliwery to imprezowa super-radość, zakładasz je na głowę i czujesz się trochę lepiej, fajniej, bardziej odważnie. To jest tak, jak chodzenie na wysokich obcasach – nawet jeśli oprócz nich masz na sobie stary sweter, to i tak czujesz się kompletnie wystrojona – mówią z uśmiechem.
I chociaż ubrania od projektantów czasem mogą wydawać się niepotrzebnym wydatkiem lub zbędnym luksusem, chyba każda kobieta ma czasem ochotę założyć – w sumie za niewielkie pieniądze - sukienkę, kolczyki, czy zwykły kwiatek do włosów, który byłby niebanalny i stworzony specjalnie dla niej. Szczególnie, że dziewczyny wkładają w to, co robią nie tylko swój czas, pracę i talent, ale przede wszystkim – mnóstwo serca.